4.04.2015

7 przedświątecznych grzechów Nieperfekcyjnej Pani Domu.



Daleko mi do Perfekcyjnej Pani Domu. W ramach spowiedzi zdradzam swoje grzeszki. Na dodatek wcale mi nie wstyd.



Nie umyłam okien. Ba, nawet nie miałam takiego zamiaru. To chyba podstawowe zadanie do wykonania na planliście większość polskich gospodyń. "Pani, a okna już umyła?" Pomijając fakt, że przecież jestem w ciąży i nie powinnam, do mycia okien potrzebuję odpowiedniej pogody. Nie zrobię tego jeśli: pada, wieje lub jest zimno. Nie i już. Nie ważne czy święta za tydzień czy za dzień.

Produkcję kuchenną ograniczyłam do minimum. Upiekłam sernik. Idę w końcu do mamy/teściowej, więc nie muszę sterczeć w kuchni przez trzy dni i noce z rzędu. Plecy mnie bolą i bez tego. A jedzenia za każdym razem jest tyle, że trzeba to wciskać w siebie przez kilka dni lub nie daj Boże wyrzucić. Po co mam jeszcze do tego dokładać swoje.

Dekoracje. Posiałam rzeżuchę. I pomalowałam jajka gotowymi barwnikami. Obie czynności zajęły mi łącznie 20 minut. Nie robiłam stroików, wieńców, nie zdobiłam pisanek woskiem, nie wydzierałam kraszankowych wzorków. Może za rok, bo faktycznie są piękne. Tym razem sobie odpuściłam, a wielki, wiercący się brzuch mnie usprawiedliwia.

Łazienka lśni jak co dzień. Czyli blaskiem małej spadającej gwiazdki. Supernowa to to nie jest. Skoro jednak na co dzień nie ma syfu, sanepid nie miałby się do czego przyczepić, nie widzę powodu, by właśnie w święta przeznaczać godziny ekstra na sprzątanie. No dobra, mąż umył wielki i naprawdę brudny żyrandol specjalnie teraz. Ale to on, nie ja ;)

Nie utożsamiam się z kobietami harującymi 3 dni przed "godziną 0", by potem paść na twarz. Albo i nie paść, bo to nadludzkie istoty. Wydaje mi się, że znam przynajmniej 2 takie, choć nie do końca wierzę czy przypadkiem nie są w komitywie z krasnoludkami. 

Każdego dnia przez chwilę (częściej dłuższą niż krótszą) piję kawę, leże z nogami w górze, czytam książkę. Ład i harmonia w moim otoczeniu nie ulegają przez to zniszczeniu. W gorączce przedświątecznych przygotowań te chwile są mi podwójnie potrzebne.

Chyba w tym roku popełnie kolejny grzech i nie wcisnę kitu dzieciom o wielkanocnym zajączku. Gdzieś w ich głowach niech zostanie świadomość takiej postaci. W końcu jednak przyszedł czas na prawdę, że każdy z nas jest zajączkiem, jeśli tylko tego chce (i ma puszysty ogonek).

Wesołego Alleluja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz